Cudowna,straszna opowieść o cierpieniu dzieci



Moja przygoda z panią  Andrews rozpoczęła się niedawno,gdy sięgnęłam po serię kwiatów na poddaszu.
Cała seria mnie urzekła  i od tamtej pory szukałam coś jeszcze tej autorki i znalazłam!!


Lubię książki, które wzbudzają we mnie aż tak sprzeczne uczucia, a mam wrażenie, że coraz rzadziej na takie trafiam.


Po zakończeniu lektury, długo siedziałam zastanawiając się, co właściwie mogłabym powiedzieć o „Rodzinie Casteel”, na którą stronę mogłabym przechylić szalę. Nie wiem tego dalej, okazuje się bowiem, że najnowsza wydana u nas książka Virginii C. Andrews może się podobać, a jednocześnie wzbudzać wstręt, oburzenie i lekkie niedowierzanie.

„Spośród wszystkich mieszkańców górskich chat nie było rodziny bardziej pogardzanej niż nasza. Casteelowie, najgorsi z najgorszych. Pogardzani nie tylko przez ludzi z dolin, ale także przez swoich, z powodów, których nie rozumiałam.”

Rodzina Casteel. Babcia z dziadkiem, którzy choćby nawet chcieli, nie są już w stanie niczego zmienić. Wiecznie nieobecny ojciec, który, jeśli się już pojawia, to zawsze w złym humorze, nie stroniący od cielesnych uciech niekoniecznie z własną żoną, gardzący najstarszą córką przypominającą mu o pierwszej, zbyt wcześnie straconej wielkiej miłości, której duch wciąż jest zresztą obecny w życiu całej rodziny. Rozstawiająca wszystkich po kątach, młoda, ale już zgorzkniała, rozgoryczona, ciągle wściekła na męża, dzieci, swój los i własne wybory macocha. I oni - piątka rodzeństwa: szukająca jakiejkolwiek szansy na ucieczkę od ciężkiego życia Fanny, zbyt mali, by coś zrozumieć Keith i Nasza Jane, pokładający nadzieję w pilnej nauce Tom i narratorka, osoba z perspektywy której poznajemy wszelkie wydarzenia - Heaven Leigh, najstarsza, najrozsądniejsza, starająca się za wszelką cenę trzymać rodzinę razem i przetrwać. Bo na Wzgórzach Strachu, to przetrwanie zdaje się być najważniejsze.

Andrews gra na emocjach czytelnika i trzeba przyznać, że robi to bardzo umiejętnie. Zła jestem, że dałam się nabrać na te jej sztuczki, bo ucieka się do rozwiązań czasem naprawdę banalnych i oklepanych. Takich, których można się spodziewać, które można przewidzieć, a jednak… za każdym razem uderzają one z ogromną mocą. Choć wykorzystanie w roli narratora nastolatki, a właściwie nawet jeszcze dziecka i epatowanie okrucieństwem skierowanym w stronę tych najmłodszych i bezbronnych, by poruszyć czytelnika, to chwyt, na który powinniśmy się już uodpornić, to jednak ja nie byłam w stanie podejść do „Rodziny Casteel” na zimno. Nie potrafiłam się odciąć od historii Heaven Leigh. Nie potrafiłam jej nie współczuć i nie mieć ochoty wziąć jej pod własną opiekę. Przez całą lekturę niemal na własnej skórze odczuwałam ogromne poczucie wstydu i rozpaczliwą walkę o zachowanie resztek godności. Godności, która powinna być dostępna każdemu, bez względu na wiek, płeć i pochodzenie.

Rzeczywistość kreowana przez Andrews jest okrutna, a niektóre sceny zostały opisane w sposób tak obrazowy, sugestywny i makabryczny jednocześnie, że przyprawiają o gęsią skórkę. Strony tej książki przesiąknięte są wszechogarniającym chłodem, nędzą, głodem i strachem o to, co przyniesie kolejny dzień.
Przy wszystkich zaletach, nie można jednak nie zauważyć, że „Rodzina Casteel” ma też kilka znaczących wad. Momentami razi sztuczność dialogów, niefortunnie użyte wulgaryzmy zamiast oburzać raczej śmieszą, a niektóre sytuacje są tak niewiarygodne, że aż absurdalne. Mimo tego jestem pewna, że to książka, która poruszy niejednego czytelnika. Ja sama z chęcią sięgnę po kolejną część, ciekawa rozwiązań, jakie tym razem zaproponuje nam autorka.

Książka mnie pochłonęła i czytałam ją z wielkim zaangażowaniem.
Choć  niekiedy było mi bardzo żal Hevan ,dziewczynka wiele wycierpiała.
Co będzie dalej jestem tego ogromnie ciekawa,uwielbiam takie opowieści .
Cudowna lektura polecam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jesienna Chandra i wiersze na poprawienie humoru!!!

Cytaty i wiersze

Cytaty o życiu i książkach oczywiście