Czas na podróż z Joanną Chyłką


„Kasacja” to nie tylko fascynująca lektura. To thriller, który równie mocno trzyma w napięciu jak te autorstwa Cobena. To dowód na to, że nasi autorzy potrafią stworzyć coś mocnego i charakterystycznego, a zarazem uzależniającego jak Ci z zagranicy. Ja jej nie przeczytałam, ja ją wręcz pochłonęłam i mam jeszcze mało! Czytając miałam wrażenie, że jestem cieniem głównych bohaterów. Czytelnik tak bardzo uczestniczy w akcji, że nawet ziewa wraz z bohaterami! Myślę, że nie da się przeczytać tej książki bez uśmiechu na ustach. Niby sprawa jest poważna, ale jest też dużo humoru, a dialogi wręcz powalają. Całość czyta się szybko i przyjemnie. Lekkość pióra porywa z nurtem wydarzeń, a historia potrafi zaskoczyć. Żargon prawniczy jest w granicach tolerancji dla zwykłego człowieka. Ma zaintrygować, dodać charakteru, ale nie przytłoczyć. To moja pierwsza książka autorstwa Remigiusza Mroza, ale już teraz wiem, że nie ostatnia. Długo nie wytrzymam też bez Chyłki i Zordona!


No rewelacja, od jakiegoś czasu polowałam na jakąś książkę Mroza.
Gdy znalazłam ,,Kasacje" wiedziałam że, to będzie hit i nie myliłam się.
Jest to fascynujący kryminał, trzymający w napięciu do ostatniej strony!!!
Prawo i (nie)sprawiedliwość
Rzadko zdarza mi się nie wiedzieć, jakimi słowami zacząć recenzję, choć jeśli już dopada mnie to zaćmienie intelektualne, przyczyną zwykle jest marna jakość przeczytanej lektury. W przypadku powieści Remigiusza Mroza pt. „Kasacja” kwestia nikłej wartości się nie pojawia; ja po prostu nie wiem, co bardziej mnie zachwyca – to, że autor tak dobrej książki jest moim krajanem, że jako prokuratorsko-radcowska wnuczka mam słabość do prawników (ach, ten Perry Mason u S.E. Gardnera, ach!) i sądowych rozgrywek, czy raczej fakt, że niezbyt często trafia się kryminał osadzony w środowisku adwokackim, który zachwycałby drobiazgowością, złośliwością i plastycznością spostrzeżeń. O tak, zmierzamy we właściwą stronę.
À propos stron właśnie, to najbardziej interesującym elementem tej powieści jest fakt, że bohaterami nie są walczący o prawdę i drenujący złapanych świadków z zeznań prokuratorzy i gliniarze, ale dwójka prawników z wielkiej i w dodatku na wpół zagranicznej kancelarii Żelazny&McVay. Para bohaterów stanowi iście diabelski duet składający się z dojrzałej, ekscentrycznej i morderczo pyskatej (oraz równie skutecznej w działaniu) patronki Joanny Chyłki (a boże broń, gdyby ktoś damę tę nazwał pieszczotliwie, już ona wie, jak wyrwać bijące serce komuś, kto ośmieli się powiedziec doń per „Asiu”, „Aśko”) i jej podopiecznego, nieco fajtłapowatego, acz mimo wszystko niegłupiego Kordiana Oryńskiego (przezwanego Zordonem). Obojgu pomaga doraźnie miły techniczny czarodziej, zwany Kormakiem z uwagi na darzoną uwielbieniem twórczośc Cormaca MacCarthy’ego. Razem pomagają uzyskać kasację wyroku dla niebywale trudnego w obyciu klienta, którego skazano za podwójne morderstwo dokonane nie dość, że z okrucieństwem, to jeszcze w wyjątkowo makabrycznym stylu.

Całe to powyższe streszczenie nie oddaje wszelako nawet jednej piątej fabuły powieści, ta bowiem jest zawiła, wielopoziomowa. Można utyskiwać, że intryga mogłaby zostać rozwiązana w sposób frymuśniejszy, skoro cały utwór ku tej ciężkości i splątaniu grawitował. Ale już kilka pierwszych rozdziałów zapowiadało – wbrew lekkiemu tonowi błyskotliwych i dwuznacznych dialogów między Chyłką a Oryńskim – że to nie jest „kryminałek” w lekkim stylu i że fakt konsekwentnego pomijania aspektu ofiar (nikt nie bada ich biografii, nie szuka powodu, dla którego mieliby zostać zabici przez tę konkretną osobę), tak jakby wcale nie były ważne, towarzyszące spotkaniom Chyłki z domniemanym mordercą przeczucie, że ten człowiek jest nosicielem zła, wreszcie perypetie Kordiana, który przejść musi przez prawdziwe piekło – te wszystkie detale sugerują, że szczęśliwy finał nie będzie całkowicie satysfakcjonujący zarówno dla czytelnika, jak i samych protagonistów.

Na szczególną uwagę zasługuje bez wątpienia bardzo dynamicznie i sugestywnie opisywane życie kancelarii prawnej, w której kult hierarchii przewyższa chyba nawet panujący na uczelniach feudalizm. W niezwykle dobitny, a jednocześnie humorystyczny sposób Mróz rozprawia się z (podtrzymywanym przez amerykańskie, ale też polskie seriale) mitem adwokata spracowanego, lecz rozkoszującego się swoim trudem. U Żelaznego&McVaya takich ludzi nie ma, a przemycenie przez autora wzmianki o rozziewie zarobkowym i – po cóż to kryć – prekariackim trybie funkcjonowania kancelaryjnego planktonu zasługuje na pochwałę, bo choć widoczne, to nienachalne to wzmianki.

Pomysł na powieściową intrygę okazuje się zatem bardzo zacny, podobnie jak jego realizacja. Mam niekiedy zastrzeżenia do językowego warsztatu Mroza, bo czasem nie wszystko czyta się płynnie, niektóre zdania są toporne i chropawe – ale wszystko to można wybaczyć z uwagi na bardzo potoczyste, pełnie slangowych cudeniek dialogi i naprawdę przykuwającą uwagę narrację. Teraz zabieram się drugi tom (cyklu? Oby!) przygód Chyłki i Oryńskiego i od kilku pierwszych stron mam nieśmiałą nadzieję, że unikniemy zwyczajowych złośliwości pod adresem niefortunnych realizacji literackich.

Już nie mog e doczekać się kolejnych części!!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jesienna Chandra i wiersze na poprawienie humoru!!!

Cytaty i wiersze

Cytaty o życiu i książkach oczywiście