Tak wiele się w życiu może wydarzyć, sami nie wiemy co nas czeka :)
Była sobie wieś... Domy urocze, krajobraz iście sielski, psy szczekają, a koty miauczą - jak Pan Bóg przykazał. A ludzie? Ludzie jeśli nie w pracy, to w kościele, a jeśli nie w kościele, to w jedynym sklepie. Krótko mówiąc: wieś spokojna, wieś wesoła. Aż tu nagle coś się zmienia. Ktoś przyjeżdża i ktoś ginie. Zmienia się optyka, dynamika, polityka i wszystkie inne –yki, bowiem mieszkańcy, przekonani, że wszystko już widzieli, a jeszcze więcej przeżyli, musieli zweryfikować swoje poglądy. Ale od początku.
Do Lipowa, niewielkiej mazurskiej wsi, skąd można by powiedzieć, zawracają wrony, przyjeżdża zakonnica i ginie pod kołami samochodu. Wypadek jak wypadek, zdarza się nawet tam, gdzie nie ma już wron, ale kiedy okazuje się, że zakonnica została z premedytacją przejechana kilka razy, sprawa znacznie się komplikuje. Do zorganizowanej akcji wkracza tercet miejscowych policjantów i mieszkańcy okolicy. Są pierwsi podejrzani, a strach trafia pod dachy i strzechy. Kim jest morderca? Jakie jest powiązanie ofiary z mieszkańcami wsi? Czy tajemnicza rodzina Kojarskich, zamknięta w czterech (tysiącach) ścian swojego dworu ma z całą sprawą jakiś związek? W dodatku kilka dni później w dramatycznych okolicznościach ginie kolejna kobieta, której śmiercią przejęli się wszyscy — no cóż, poza jej rodziną. Kto jest zatem tytułowym Motylkiem, którego wspomnienia przeplatają się z lipowską narracją? Czy zginie ktoś jeszcze? Odpowiedź znaleźć można w trzepocie skrzydeł nieuchwytnego, bo ja zdradzić tego nie mogę. Dość powiedzieć, że wszystkie puzzle w końcu znajdą swoje miejsce.
Cały Motylek Katarzyny Puzyńskiej jest pięknie skonstruowany, jak na rasowy kryminał (mimo debiutu autorki) przystało — rozmaite wątki i perspektywy tak się przeplatają, urywając w najciekawszych momentach, że trudno książkę odłożyć. Co więcej: czytelnik wciąż ma wrażenie, że od rozwiązania zagadki jest oddalony może o odległość motylego skrzydła, ale nie — łuskoskrzydły porusza się szybciej i niemal bezszelestnie. Nie da się za nim dopłynąć, choćby motylkiem.
Do Lipowa, niewielkiej mazurskiej wsi, skąd można by powiedzieć, zawracają wrony, przyjeżdża zakonnica i ginie pod kołami samochodu. Wypadek jak wypadek, zdarza się nawet tam, gdzie nie ma już wron, ale kiedy okazuje się, że zakonnica została z premedytacją przejechana kilka razy, sprawa znacznie się komplikuje. Do zorganizowanej akcji wkracza tercet miejscowych policjantów i mieszkańcy okolicy. Są pierwsi podejrzani, a strach trafia pod dachy i strzechy. Kim jest morderca? Jakie jest powiązanie ofiary z mieszkańcami wsi? Czy tajemnicza rodzina Kojarskich, zamknięta w czterech (tysiącach) ścian swojego dworu ma z całą sprawą jakiś związek? W dodatku kilka dni później w dramatycznych okolicznościach ginie kolejna kobieta, której śmiercią przejęli się wszyscy — no cóż, poza jej rodziną. Kto jest zatem tytułowym Motylkiem, którego wspomnienia przeplatają się z lipowską narracją? Czy zginie ktoś jeszcze? Odpowiedź znaleźć można w trzepocie skrzydeł nieuchwytnego, bo ja zdradzić tego nie mogę. Dość powiedzieć, że wszystkie puzzle w końcu znajdą swoje miejsce.
Cały Motylek Katarzyny Puzyńskiej jest pięknie skonstruowany, jak na rasowy kryminał (mimo debiutu autorki) przystało — rozmaite wątki i perspektywy tak się przeplatają, urywając w najciekawszych momentach, że trudno książkę odłożyć. Co więcej: czytelnik wciąż ma wrażenie, że od rozwiązania zagadki jest oddalony może o odległość motylego skrzydła, ale nie — łuskoskrzydły porusza się szybciej i niemal bezszelestnie. Nie da się za nim dopłynąć, choćby motylkiem.
Po ,,Motylka " już od dawna chciałam sięgnąć, lecz nie mogłam go znaleźć.
Dopiero jak moja przyjaciółka mi podrzuciła, wiedziałam że to będzie strzał w dziesiątkę.
I się nie pomyliłam, wiadomo że, jak jest dobrze napisana książka i trzyma w napięciu.
Wciągnęłam się niesamowicie, poczułam jak lipowo było znanym mi miejscem na ziemi.
Komentarze
Prześlij komentarz